Pierwsza pracownia Krzysztofa Franaszka znajdowała się w przedwojennej kamienicy przy ulicy Poznańskiej. „Kiedy otwierałem tę niesamowitą, stumetrową przestrzeń z pięknym tarasem na dachu, interesowały się nami różne galerie. Było to miejsce wystaw i artystycznych spotkań, dlatego przychodziło do nas warszawskie środowisko, a ja dzięki temu byłem w ciągłym procesie twórczym z różnymi ludźmi” – wspomina Krzysztof.
Przestrzeń na Poznańskiej była dla artysty inspirująca. „W jednej z moich prac użyłem okna z pracowni, w innej kawałka parkietu, a na dachu kamienicy zrobiłem film-performance pt. „Shut Down”, który później pokazywałem w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie i w New Museum w Nowym Jorku. Przebrałem się w nim za terrorystę i strzelałem do Pałacu Kultury, który w efekcie zniknął. Powstał nowy, niezgodny z historią pejzaż miasta” − opowiada.
Po etapie Poznańskiej, jak sam mówi, zaczął „twórczą tułaczkę”. „Najpierw tworzyłem na akademii, ale było to męczące, bo nie mogłem tam wracać na przykład w środku nocy, żeby dokończyć pracę” – mówi.
Później była pracownia w Perunie przy Grochowskiej, a potem na Mińskiej. „Mieściła się w budynku po starej drukarni, w którym do dziś dużo się dzieje. Na co dzień odbywają się tam sesje zdjęciowe, różne imprezy, targi i próby zespołów. W obrębie Mińskiej zmieniałem też miejsca i współwynajmujących, niestety w pewnym momencie cena najmu stała się nieadekwatna do warunków” – tłumaczy.
Ważnym miejscem dla procesu twórczego Krzysztofa Franaszka jest Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, gdzie na terenie zabytkowej poszlacheckiej posiadłości można wynajmować profesjonalne pracownie rzeźbiarskie. W Orońsku znajdują się również trzy galerie sztuki współczesnej, park rzeźby, odlewnia brązu, stolarnia, pracownia ceramiczna i różne warsztaty.
„Warunki są tam bardzo dobre, w pracowniach z przeszklonym dachem można robić wszystko – spawać, szlifować, brudzić i tłuc się. To dla mnie ważne cechy pracowni artystycznej” – mówi.
Aktualnie pracuje w Orońsku nad nową wystawą „Chwila przed katastrofą”, która będzie otwarta w Galerii Oranżeria w styczniu 2021 roku.
W marcu 2020 Krzysztof trafił do aktualnego miejsca pracy na Targówku Fabrycznym. Wokół swoje magazyny mają różne firmy, od ubraniowych po mięsne.
Aktualna pracownia wydaje się być idealna pod pracę nad rzeźbami i instalacjami. Uwagę zwraca, przywodząca na myśl galeryjny white cube, wysoka, jasna przestrzeń, betonowa podłoga i jarzeniowe lampy.
„Tę pracownię traktuję trochę jak showroom. Jej powierzchnia pozwala mi na prezentację prac, zarówno dla samego siebie, ale też, kiedy kogoś zapraszam. To ważne, bo rzeźba i instalacja są trudne. Nie da się ich tak, jak obrazu wyciągnąć zza szafy” – tłumaczy. Ale Krzysztof ma jeszcze większe ambicje: „Marzy mi się kawałek showroomu, stanowisko komputerowe do pracy w 3D, narzędziownia, spawalnia, lakiernia i miejsce montażowe” – dodaje.
A jak wygląda praca twórcza Krzysztofa Franaszka? Ważna jest dla niego część konceptualna, czyli czas zanim dana realizacja zacznie powstawać. „Wiele rzeczy rodzi się wcześniej, w mojej głowie. Najpierw wyszukuję i zamawiam elementy, spisuję wszystko i kompletuję. Kiedy przychodzi moment, w którym szykuje się wystawa, albo ktoś ma przyjść z wizytą, wpadam w działanie i realizację” – tłumaczy.
„Mój rytm pracy jest podzielony. Potrafię wstać rano i przyjechać tu o piątej. Kiedy jestem w procesie i zamówię już elementy do rzeźby, mogę spokojnie działać. Wtedy przestrzeń staje się warsztatem, wiele prac jest w trakcie powstawania. Używam w nich różnych technologii, dlatego pewnych rzeczy nawet nie jestem w stanie zlecić, bo zmieniam je w trakcie. Często też pracuję z grawitacją, fizycznymi właściwościami, których nie obliczam a sprawdzam” – tłumaczy.
Jednak tworzenie instalacji i rzeźby to nie jedyne jego zajęcie. Artysta pracuje jako adiunkt w pracowni Rzeźby na Architekturze Wnętrz na ASP w Warszawie oraz Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej (specjalizacja Multimedialna na Kierunku Grafika), gdzie prowadzi pracownię Rzeźby Cyfrowej, Rysunku i Kształtowania Przestrzeni. „Ze względu na aktywność dydaktyczną, mam mniej czasu na pracę twórczą, dlatego często przyjeżdżam tu w nocy lub nad ranem. Ale praca dydaktyka też mnie rozwija: głowa zostaje wolna, a ja nadal jestem wśród młodych ludzi” – mówi Krzysztof.
„Z jednej strony zazdroszczę ludziom, którzy mają więcej czasu na twórczość, z drugiej trochę przeraża mnie praca samotnika. Myślę, że byłoby mi ciężko” – podsumowuje.
Kiedy się spotykamy jest „w procesie”, bo tworzy jedno z dzieł składających się z asfaltu. „Prace o asfalcie, smole i ziemi są o podróżowaniu i komunikowaniu się. Kiedyś w Galerii Studio pokazałem gigantyczny wiadukt. Staram się trochę odwrócić ziemię – wycinam kawałek asfaltu i odczarowuję go – jak na przykład tondo z asfaltu, które można zawiesić na ścianie.
Ostatnio na Saskiej był remont ulicy, zagadałem więc z panami czy nie daliby mi kawałka asfaltu. Lubię interakcję z ludźmi. Pracownicy budowlani, zakładów produkcyjnych, magazynów czasami na tyle się angażują, że doradzają mi nawet, na przykład który z kawałków asfaltu jest ładniejszy” – śmieje się Krzysztof. Wskazuje przy tym na panele z informacyjnymi światłami stojące pod ścianą: „Kiedy jechałem do Berlina, zwróciłem uwagę właśnie na takie zepsute panele, które z założenia powinny być informacyjne. One też są o komunikacji, a raczej jej braku, bo mają w sobie błąd. Nie działają poprawnie tworząc abstrakcyjną kompozycję” – dodaje.
No właśnie – asfalt, smoła, obeliski, żarówki jarzeniowe, biomorficze lub zwężające się geometryczne formy, a także drukarka 3D, rozstawione w przestrzeni pracowni, pokazują, że Krzysztof Franaszek to artysta wszechstronny.