Centrum stolicy. Dosłownie, bo pracownia Jana Możdżyńskiego znajduje się vis-à-vis Pałacu Kultury i Nauki. To miejsce, w którym stykają się ze sobą niemal wszystkie etapy budowania Warszawy. Jesteśmy na ósmym, ostatnim, piętrze budynku z lat 60., który powstał w ramach osiedla „Emilia”. Każdy warszawiak zna jego charakterystyczne sklepowe witryny, przed którymi w PRL-u ustawiały się długie kolejki. Zresztą słynna Cepelia mieści się tutaj do dzisiaj.
Jeszcze kilka lat temu, w miejscu pracowni, była pralnia. Jan Możdżyński zainteresował się tą przestrzenią na studniach.
„Mieszkałem tu z tatą dwa piętra niżej. Nie lubiłem malować w pracowni na Akademii, jestem raczej samotnikiem. Udało mi się przekonać mojego profesora, Jarosława Modzelewskiego, aby nie malować modela w studio” – wspomina.
Z jednej strony rozpościera się stąd widok na socrealistyczny pałac, z drugiej widać „Żagiel”, apartamentowiec zaprojektowany przez Daniela Libeskinda. W tle ulica Sienna z przedwojennymi kamienicami oraz hotelem Holiday Inn (dziś Mercury), wybudowanym w latach 90-tych. Całość dopełnia postmodernistyczne centrum handlowe Złote Tarasy. Kilkaset metrów obok stała też słynna Emilka, do niedawna mieszcząca warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Kiedy po sąsiedzku w Emilce działało muzeum znajomi wpadali po wernisażach. Zresztą Jan ma szczęście do takich miejsc. Po otwarciu wystawy Konkursu Artystyczna Podróż Hestii w siedzibie Muzeum nad Wisłą, gdzie pokazywał swoje prace, większość osób przeniosła się do jego mieszkania na Powiślu, w którym kiedyś mieszkał dziadek Janka. „Akurat robiłem tam wystawę dyplomową. Joanna Mytkowska (dyrektorka MSN) zaproponowała, żebym zostawił informację z adresem mieszkania na recepcji, żeby ludzie wiedzieli gdzie iść dalej. Przewinęło się przez nie tego wieczora setki osób ze środowiska” – opowiada.
Na samym środku pracowni wisi worek treningowy. Jan chciał zostać bokserem, a pasja do tego sportu została z nim do dziś. Zresztą rękawice bokserskie często przewijają się w jego twórczości.
Jednak rodzice przekonali go do pójścia na studia prawnicze, aby zdobył porządny zawód „Nie podobało mi się tam. To był wyścig szczurów. Skończyłem liceum plastyczne i zawsze lubiłem tworzyć, dlatego kiedy już pracowałem w kancelarii, to po pracy cały czas coś malowałem. Postanowiłem więc zdawać na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie” – mówi. Dostał się za pierwszym podejściem, a do tego był pierwszy na liście. Nic dziwnego, bo dziś Jan Możdżyński jest jednym z najlepiej zapowiadających się młodych twórców.
Choć studia na akademii także go rozczarowały, starał się czerpać z nich jak najwięcej. Poza malarstwem, uczęszczał też na zajęcia wydziału Sztuki Mediów. „Tam poznałem Pawła Susida i studentów, którzy okazali się być znacznie ciekawsi niż ci na malarstwie, bo zorientowani, w tym, co się dzieję aktualnie w sztuce współczesnej. Najbardziej wartościowe, oprócz pracowni Jarosława Modzelewskiego i Jacka Dyrzyńskiego, były dla mnie pracownie gościnne – Piotra Janasa, Rafała Bujnowskiego czy Oskara Dawidzkiego. Do dziś się z nimi przyjaźnię” – mówi Jan.
W pracowni jest codziennie. Przed przyjściem, prowadzi dla znajomych darmowe treningi boksu w Parku Krasińskich.
„Kiedyś spotykaliśmy się w Osiedlu za Żelazną Bramą. Robiłem też treningi na dachu pracowni, ale spółdzielnia się dowiedziała i zakratowali mi okna” – śmieje się. Worek wisi w pracowni także dlatego, że czasami znajomi wpadają potrenować. O 13:00 jest już na miejscu i maluje ile się da. „Kiedyś potrafiłem siedzieć do oporu. Mój tryb pracy nazwałbym całodobowym. Teraz, od kiedy jestem w związku, staram się czasem stąd wychodzić i prowadzić inne życie poza malowaniem” – mówi.
Po boksie i malowaniu jest jeszcze świat Warhammera. W całej pracowni można natknąć się na piętrzące się na półkach figurki figurki demonów, kosmicznych elfów i innych stworów ze świata Sci-Fi. „Wiele z nich mam w domu. Codziennie staram się poświęcać im co najmniej godzinę na malowanie. To bardzo odprężające” – precyzuje.
W pracowni znajdują się przede wszystkim płótna, ale pojawiają też prace ceramiczne, no i szkice, od których w zasadzie zaczyna się praca nad obrazami.
Większość jest skończona, niektóre są w trakcie malowania, inne czekają jeszcze na swój moment. Jan tworzy samotnie. „Lubię malować sam. Choć czasem pracownię dzielę z moją dziewczyną, Beti, która też ma artystyczne zacięcie” – mówi. Wyjątkiem była też praca, którą Jan stworzył razem z Jakubem Glińskim na wystawę pokazywaną w galerii lokal_30.
Na ścianie pracowni Jana Możdzyńskiego wisi kartka – lista projektów, z której artysta sukcesywnie skreśla te zakończone. Są na niej najważniejsze galerie, festiwale i konkursy. Trzeba przyznać, że lista robi wrażenie!