Stara Ochota, okolice warszawskich Filtrów i Kolonii Staszica. To właśnie tam znajduje się miejsce pracy jednego z najważniejszych polskich rzeźbiarzy. Aby dostać się do pracowni Krzysztofa M. Bednarskiego wchodzę w jedno z ochockich podwórek. Mimo że jesteśmy jakieś dziesięć minut piechotą od centrum i widać stąd warszawskie wieżowce, jest tu bardzo spokojnie.
Kamienica z lat 30. w stylu funkcjonalizmu, powstała z myślą o pracownikach pobliskich terenów wojskowych. Tam też mieści się mieszkanie, w którym artysta mieszkał przed laty z rodziną. Dziś został w nim już tylko Krzysztof, który dzieli je z drugim domem w ukochanym Rzymie.
Wystarczy zejść dwa piętra w dół, aby dotrzeć do pracowni. A nawet dwóch. Pierwsza, zwana „czystą”, kiedyś będąca galerią artysty, obecnie pełni rolę magazynu, oraz „brudna”, w której powstają małe realizacje.
„Tworzę w niej różnego typu projekty, obiekty i asamblaże. Choć rzadko pokazuję te prace szerszej publiczności. To czysta radość spontanicznego tworzenia w małej skali” – opowiada. Jest jeszcze trzecia pracownia – rzymska, ale o niej innym razem.
Widać, że mieszka tu artysta. Wnętrze zostało dosłownie przejęte przez rzeźby i instalacje. Na stole, regałach i podłodze piętrzą się Moby Dicki o przeróżnych formach, rozmiarach i materiałach. Obok nich różnokolorowe portrety Marksa, pandemiczna rzeźba skonstruowana z kilku tysięcy pudełek po zapałkach, odwołująca się do Sfinksa ze stanu wojennego, ale też prace innych, zaprzyjaźnionych twórców. Lista jest bardzo długa m.in. : Wojciecha Fangora, Koji’go Kamojiego, Józefa Robakowskiego, Marka Chlandy, Pawła Susida, Andrzeja Szewczyka, Macieja Szańkowskiego, Grzegorza Kowalskiego, Tomasza Ciecierskiego, Roberta Maciejuka, Jolanty Kłyszcz, Grzegorza Kozery, Katarzyny Zelaski i Anny Konik, a także klasyków – rysunki Tadeusza Kantora, Aliny Szapocznikow i rzeźba Marii Jaremy.
„Lubię przebywać z moimi rzeźbami, mieć je w mieszkaniu blisko siebie. Wtedy myślę o nich, o tym, co mógłbym jeszcze w tym temacie zrobić. Zazwyczaj prace są zawinięte i ciężko mieć z nimi kontakt. Mam tę luksusową sytuację w pracowni, że mogę tak konfigurować prace, aby tworzyły pomiędzy sobą nowe relacje i inspirowały mnie do stworzenia jeszcze kolejnych” – mówi.
Na półce obok obiektu z niebieską taśmą Krasińskiego stoi rzeźba Młodego Powstańca. Nie przez przypadek, bo młody Krzysztof na warszawskiej Akademii uczył się podstaw rzeźby pod okiem Jerzego Jarnuszkiewicza i Oskara Hansena. Myślenie hansenowską formą otwartą widoczne jest szczególnie w Moby Dicku. „Miałem szczęście na mojej drodze spotkać wielu wybitnych twórców. Kiedy styka się z wybitnymi osobowościami, później samemu łatwiej jest się określić. Choćby przez negację.”- tłumaczy.
Krzysztof M. Bednarski to artysta, który nieustannie eksploruje swoje prace. „Moby Dick” należy do największego cyklu. Składa się na niego kilkaset prac w różnej skali i technikach, są to instalacje, obiekty, oraz rzeźby z brązu, aluminium i marmuru.
Lekcję hansenowską zmodyfikował na swój własny sposób, bo Moby Dick to jednocześnie forma otwarta i zamknięta. A wszystko zaczęło się zimą 1987 roku, kiedy znalazł w Warszawie nad Wisła dużych rozmiarów kadłub łodzi.
Jak wspomina: „Kadłub leżał do góry dnem, przykryty grubą warstwą śniegu i skojarzył mi się z cielskiem białego wieloryba – Moby Dicka ze znanej powieści Hermana Melville. Kadłub łodzi żeglarskiej łączy w sobie piękno i doskonałość formy. A ja na tym pięknym kształcie dokonałem aktu destrukcji, pociąłem go na 16 części, po czym rekonstrułowałem go w różnych przestrzeniach galeryjno-muzealnych. Rzeźba tych wymiarów musi tworzyć integralną całość z zawłaszczaną przestrzenią. Nie ma podziału na obiekt i przestrzeń. Istotnym elementem tej instalacji był dźwięk – muzyka kosmosu. Przestrzeń ekspozycji wypełniały pulsujące odgłosy planet (cyfrowa rejestracja dźwięków kosmosu dokonana przez NASA). Materialny konkret łodzi i nieskończoność kosmosu. Niezależnie od instalacji w dużej skali, od 1989 roku zacząłem robić niedużych rozmiarów rzeźby odlewane w brązie – syntetyczne kształty łodzi znalezionej nad Wisłą. Nadałem im tytuł „Maski” i z czasem poddawałem je stopniowym przekształceniom, czyniąc z nich nowe obiekty: „Moby Dick – sekcje” i „Moby Dick – powierzchnie całkowite”. To tak w największym skrócie. Cykl jest nadal otwarty” – opowiada.
Prace Krzysztofa M. Bednarskiego to przede wszystkim wielkoformatowe realizacje, co staje się oczywiste, gdy wchodzimy do „czystej” pracowni.
„Zainstalowałem tu windę hydrauliczną z platformą, co daje mi dużą swobodę w transporcie prac o większym wymiarze” – tłumaczy.
Dziś trudniej znaleźć tu miejsce. Po dużej monograficznej wystawie artysty, która w 2019 roku odbywała się w krakowskim MOCAK-u zrobiło się trochę ciasno.
Jednak dla rzeźbiarza pracownia nie jest miejscem, w którym może stworzyć pracę od początku do końca. „Potrzebuję całego zaplecza, realizuję moje prace w odlewni albo w zakładzie kamieniarskim. U siebie pracuję raczej konceptualnie. Resztę wykonuję poza pracownią w Polsce lub we Włoszech. Dlatego w czasie pandemii powróciłem do sztuki alternatywnej, którą nazywam architekturą pandemiczną. Wszystko zaczęło się od sfinksa z czterech pudełek od zapałek, a potem rozrosło się do czternastu tysięcy pudełek i zagarnęło mi centrum mieszkania” – mówi. I rzeczywiście ta instalacja wydaje się żyć własnym życiem.
A jak wygląda proces twórczy Krzysztofa M. Bednarskiego? „Kiedy tworzę popadam w stan obsesyjny, 24 godziny na dobę myślę o tym, co robię. Czasem wydaje mi się, że coś jest nie do przeskoczenia, ale po czasie okazuje się, że się da. Są też takie dni, kiedy mi się po prostu nie chce nic robić. Szczególnie kiedy mam dużą presję” – opowiada.
„Dużo tworzę, ale nie chciałbym tworzyć na zasadzie fabryki z asystentami. Cenię sobie pracę manualną i fakt, że moje dzieła są autorskie.” – tłumaczy. Przed realizacją swoich rzeźb rzadko robi szkice. Inaczej dzieje się, kiedy pojawia się klient, dla którego tworzy na przykład nagrobek. „Wtedy artysta jest bardziej jak medium, bo musi wczuć się w oczekiwania najbliższych zmarłego. Zawsze staram się oddać ducha osoby, której nagrobek jest poświęcony” – opowiada artysta. No właśnie, bo Krzysztof Bednarski znany jest także z tworzenia rzeźb nagrobnych. Do jego najbardziej znanych realizacji należą rzeźby nagrobne Wojciecha Fangora, Tomasza Stańko, Krzysztofa Kieślowskiego czy Krzysztofa Krauzego. Aktualnie artysta pracuje nad sarkofagiem Krzysztofa Pendereckiego, który stanie w kościele Piotra i Pawła w Krakowie.
Z mieszkania Krzysztofa M. Bednarskiego nikt nie wyjdzie, jeśli nie zrobi sobie selfie z artystą i z głowami Marksa, które wyłaniają się z pawlacza. To pewnego rodzaju rytuał, a być może nawet performance, który za każdym razem odtwarza ze swoimi gośćmi.
zdjęcia: Łukasz Ziętek, archiwum prywatne artysty