Historia Instytutu Awangardy nierozerwalnie wiąże się z historią Warszawy. Przestrzeń, w której mieści się dawna pracownia – mieszkanie Henryka Stażewskiego i Edwarda Krasińskiego, powstała na gruzach kamienic zniszczonych podczas II wojny światowej. Dziś na szczycie budynku z lat 60. znajduje się studio oraz przestrzeń wystawiennicza, a z nowo dobudowanego tarasu można prześledzić etapy powstawania stolicy.
Instytut Awangardy to unikalne miejsce na światową skalę. Historia i kontekst, w jakim powstał, zaczęły się jeszcze długo przed samą pracownią.
Obok miejsca, w którym obecnie znajdują się bloki, stał mur getta, a większość okolicznych budynków została zrujnowana w czasie Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Podczas odbudowy stolicy przy Alei Solidarności (do 1991 roku Alei Karola Świerczewskiego) na gruzach dawnej Warszawy powstało pięć identycznych „punktowców”.
W tamtym czasie uważane za nowoczesne, dziś stanowią przykład smutnej powojennej architektury. Lata 60. to także czasy, w których artyści dostawali od miasta pracownie, często służące im także jako mieszkania. Podobnie było z przestrzenią, w której dziś mieści się Instytut Awangardy. W 1962 roku w jednym z budynków pracownię przy Alei Solidarności 64 otrzymał Henryk Stażewski. Początkowo dzielił ją z artystką Marią Ewą Łunkiewicz-Rogoyską i jej mężem Janem Rogoyskim, a od 1969 roku z Edwardem Krasińskim. Po sąsiedzku swoje studia mieli tutaj także malarze Jerzy Tchórzewski oraz Przemysław Brykalski.
Henryk Stażewski zajmował się abstrakcją geometryczną. W 1931 roku w Łodzi, razem z Katarzyną Kobro i Władysławem Strzemińskim, założyli Muzeum Sztuki (pierwsze muzeum sztuki współczesnej). Twórczość Edwarda Krasińskiego sytuuje się z kolei pomiędzy dadaizmem a konstruktywizmem. Artyści wspólnie dzielili pracownię przy Solidarności przez 18 lat. Jednak to Krasiński jest dziś główną postacią tego miejsca. Po śmierci Stażewskiego w 1988 roku został w niej sam, wtedy też zaczął przekształcać studio w swoiste dzieło sztuki. Choć bardzo silnie zdefiniował tę przestrzeń, nadal znajdują się tu przedmioty przypominające o Stażewskim. Na ścianach widoczne są miejsca, na których kiedyś wisiały jego abstrakcyjne obrazy (rodzina postanowiła oddać je do muzeów). Rok po śmierci przyjaciela Krasiński sfotografował całe studio i „przeniósł” je do Galerii Foksal (wystawę nazwał „Hommage à Henryk Stażewski”). Na czarno-białych fotografiach „zatrzymał” studio, takim jakie było za czasów, kiedy mieszkali w nim razem. Dziś część z nich znajduje się także w Instytucie.
Krasiński nie nazywał tego miejsca pracownią a studiem. Być może dlatego, że nie łatwo było zobaczyć go pracującego tu nad jakimkolwiek dziełem. Pracą twórczą było dla niego jego własne życie.
Po śmierci w 2004 roku jego rodzina (córka Paulina Krasińska i żona Anka Ptaszkowska) postanowiła zachować to miejsce niezmienione i udostępnić publiczności. Dziś opiekuje się nim Fundacja Galerii Foksal, z którą artysta związany był przez lata. Są tu dwa pokoje (dawny pokój Stażewskiego oraz salon), łazienka i przedpokój połączony z kuchnią, przez który można dostać się na taras. Pierwotnie studio było nieco większe, jednak Fundacja zamurowała prywatny pokój Krasińskiego, przebudowała korytarz oraz siedemdziesięciometrowy taras. W 2007 roku dobudowano szklany pawilon wystawienniczy, a całą przestrzeń nazwano Instytutem Awangardy. Każdy z budynków w pierzei punktowców posiadał taras dostępny dla wszystkich mieszkańców. W rzeczywistości nikt oprócz samych artystów i ich znajomych, z niego nie korzystał, bo jedyne wejście prowadziło właśnie przez pracownię. Ideą Instytutu Awangardy było zachowanie jak najwięcej otwartej przestrzeni, ponieważ stanowiła ona ważną część studia. Stąd pomysł na dodatkową przestrzeń wystawienniczą zaprojektowaną przez holenderską pracownię BAR Architecten oraz Marcina Kwietowicza.
Obecnie odbywają się w niej wystawy, spotkania i konferencje. Dobudowany taras Instytutu Awangardy określany jest mianem pawilonu a obydwa obiekty, choć są bardzo zróżnicowane, stanowią spójną całość. Zabudowane i ciemne studio kontrastuje z lekkim, szklanym, otwartym pawilonem, na którego dachu znajduje się letni taras, z którego podziwiać można widok oraz wszystkie etapy życia zmieniającej się Warszawy.
Cała przestrzeń studia jest totalnym dziełem sztuki. Krasiński zaczął je tworzyć od słynnej taśmy – niebieskiej linii – będącej symboliczną osią dla tego, co znajdowało się wokół niego, próbą porządkowania rzeczywistości i – jak to często u niego – po prostu żartem. Niebieską taśmę izolacyjną Schotch blue 3M o szerokości 19 mm naklejał niemal wszędzie (na ścianach, przedmiotach, ludziach, galeriach, czy w przestrzeni miejskiej) na wysokości 130 cm. Była jego znakiem rozpoznawczym.
Oprócz taśmy na ścianach i meblach nadal wiszą tutaj zabawne fotografie przyjaciół, plakaty, czarno-białe reprodukcje obrazów historycznych, z drutów zwisają drewniane kostki ze zdjęciami przyjaciół i znajomych.
Krasiński nieustannie bawił się otaczającą go przestrzenią, robiąc to tak jakby zastawiał na widza pułapki. Wszędzie można natknąć się na małe myszki, potknąć o gałązkę wyrastającą z podłogi, kran wystający ze ściany, czy przestraszyć ostrza przypominającego płetwę rekina wystającego ze stołu (stworzył go jeszcze razem ze Stażewskim). Jest tu też ulubiony fotel, na którym często przesiadywał i zdjęcia dwóch postaci (Krasińskiego i Stefana Szydłowskiego) stojące naprzeciwko siebie, które ustawił tak, jakby grali… w ping-ponga! Między nimi umieścił czerwoną piłeczkę, która wygląda jakby zastygła w locie.
Ponieważ wszystko zostało tutaj tak jak było w dniu śmierci Krasińskiego, czasami ciężko odróżnić, co tak naprawdę jest dziełem sztuki zdefiniowanym przez artystę, a co zwykłym zostawionym przez artystę przedmiotem.
I o to mu właśnie chodziło. Tak jest choćby z leżącymi na komodzie rozrzuconymi receptami i kartką z wynikami badań wzroku. Obok instalacji Krasińskiego oraz rzeczy, związanych ze Stażewskim znajduje się tu praca jeszcze jednego artysty. Stworzył ją przyjeżdżający do nich Paryża Daniel Buren w 1974 (w pokoju Stażewskiego) a następnie w 1993 (w salonie). Buren podobnie jak Krasiński dążył do redukcji obrazu, definiując przestrzeń za pomocą pasów. Na szybach nakleił brązowe pasy (zwane „Pasami Burena”), bardzo silnie ingerujące w przestrzeń studia. Dziś wyblakłe i w niektórych miejscach pozdzierane i popękane, podlegają ciągłemu rozkładowi.
Oprócz tego, że studio pełniło funkcję mieszkania i pracowni, było także miejsce spotkań towarzyskich i dyskusji artystów z kręgu awangardy i neoawangardy. Bywali tu Tadeusz Kantor, Wiesław Borowski, Koji Kamoji, Marek Nowakowski, Anka Ptaszkowska, Hanna i Gaber Rechowiczowie oraz Tadeusz Rolke.
Dzięki Instytutowi Awangardy oraz rodzinie Edwarda Krasińskiego pamięć o dwóch największych Polskich awangardowych twórcach jest cały czas żywa. Krasiński stworzył ze swojego studia coś na kształt teatru. Wykonał do niego scenografię, stworzył iluzję, liczne pułapki i gry z widzem. Jedynym aktorem na jego własnej scenie był on sam. Nie zapominając przy tym o swoim przyjacielu.
tekst dla magazynu Thisispaper powstał na podstawie rozmowy z Filipem Rutkowskim