Pod koniec lat 40. na ruinach warszawskiego getta zaczęły powstawać osiedla, zaprojektowane przez Bohdana Lecherta. W jednym z socrealistycznych budynków projektu architekta, wybudowanych w latach 1949-1956, znajduje się pracownia Alicji Bielawskiej.
Na parterze, przy drzwiach wejściowych, wisi napis „Fundacja Atelier”, bo kiedyś swoją siedzibę miała tu znana warszawska szkoła rysunku i malarstwa, która dziś mieści się przy ulicy Foksal. Aby dostać się do pracowni artystki, trzeba wjechać windą na siódme piętro i wejść na kolejne. Kilkudziesięciometrowa przestrzeń pracowni, doświetlona długim pasem okien, wydaje się być odcięta od tego, co na zewnątrz.
Wnętrze wypełniają meble vintage, znalezione na warszawskich śmietnikach, biurka do pracy nad rysunkami i szkicami oraz półki, na których stoi ceramika oraz skrzętnie poukładane bezkwasowe pudełka do przechowywania rysunków.
Alicja jest tu od niedawna. „Kiedyś była to pracownia mojej mamy – malarki Teresy Starzec, która podczas pandemii zdecydowała się przenieść na Podlasie. Nadal są tu jej obrazy” – tłumaczy artystka i wskazuje na płótna stojące w rogu pomieszczenia. Okazuje się, że miejsce ma jeszcze jedną kobiecą historię. Przed laty swoją pracownię miała tu także rzeźbiarka Ludmiła Stehnova, o czym wciąż przypominają fotografie czeskiej artystki, które stoją na sekretarzyku. „W rzędzie tych socrealistycznych budynków, ostatnie piętra zaprojektowane były z myślą o pracowniach” – tłumaczy Alicja.
Z poprzedniego miejsca artystka musiała wynieść się jesienią 2019 roku. „Moja wcześniejsza pracownia znajdowała się na Lubelskiej, ale budynek wszedł w fazę remontu, musiałam więc znaleźć nowe lokum. Przez cały lockdown tworzyłam w domu, co było męczące. Od sierpnia jestem tutaj, bardzo dobrze mi się pracuje, bo mam przestrzeń.
Często tworzę kilka prac równocześnie. Niektóre z nich potrzebują więcej czasu, odpoczynku i dystansu, a ja lubię mieć je w zasięgu wzroku. Mogę wtedy na nie patrzeć i mam wrażenie, że cały czas pracują” – śmieje się.
Pochodzi z artystycznej rodziny. I choć w twórczości Alicji i jej rodziców, Teresy Starzec i Andrzeja Bielawskiego, można dopatrzyć się elementów wspólnych, zajmuje się zupełnie innymi mediami – instalacją, rzeźbą, tkaniną, ceramiką oraz performancem. W obiektach artystki uwagę zwraca abstrakcyjny sposób myślenia o sztuce, co zawdzięcza zagranicznej uczelni.
„Najpierw studiowałam historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, ale od razu po obronie pracy magisterskiej zdecydowałam się wyjechać do Gerrit Rietveld Academie w Amsterdamie. To była jedna z lepszych decyzji, bo uczelnia daje dużo wolności. Jeśli jest się otwartym na próbowanie, ale też zdecydowanym, co z tych prób się wybiera, to jest to idealne miejsce do studiowania” – mówi. „Na pierwszym roku studenci mają zajęcia na wszystkich kierunkach. Dopiero później decydują się na konkretny wydział: projektowy lub sztuk pięknych i audiowizualny. Dzięki temu poznaje się ludzi z różnych kierunków, z którymi później można nawiązywać współpracę. Ta szkoła nauczyła mnie sięgania po różne media” – dodaje. Alicja po studiach została jeszcze dwa lata w Amsterdamie, bo jak mówi, miasto dawało dużo możliwości i wsparcie dla artystów. Ostatecznie zdecydowała się jednak wrócić.
„Po latach mam znowu styczność z systemem nauczania w Polsce, bo robię doktorat na Akademii w Gdańsku. Na promotorkę wybrałam Katarzynę Józefowicz. Niezwykle cenię jej twórczość, a teraz też uczę się od niej pracy ze studentami. Częścią studiów są praktyki dydaktyczne, dzięki czemu mogę obserwować jej sposób prowadzenia zajęć, który w kontraście do innych pracowni jest bardzo otwarty i nie wtłacza studenta w figurę” – tłumaczy.
A jak wygląda proces twórczy artystki? „Staram się być samowystarczalną, żeby móc sama przenosić prace, chociaż często do montażu potrzebuję jeszcze jednej czy dwóch par rąk.
Moja praca opiera się nie tylko na pracy twórczej, ale też logistyce. Wszystkie moje realizacje są modułowe, lekkie, tylko kilka z nich nie mieści się w pracowni. Współpracuję też z podwykonawcami.
Przed chwilą dzwoniłam do krawcowej, kilka dni temu przywiozłam stalową konstrukcję, która jest częścią pracy, a ceramiki robię i wypalam w pracowni ceramicznej. Bardzo sobie cenię współpracę z rzemieślnikami, lubię ich spojrzenie na materiały, z którymi pracuję. Często z takiej współpracy wynikają dobre decyzje a techniczne rozwiązania wpływają na kształt prac. Nazywam to słuchaniem materiałów. Kiedy przychodzę do pracowni zależy mi, aby pobyć tu przynajmniej kilka godzin. Odrywam się od codzienności i logistyki i staram się skupić tylko na twórczych zadaniach” – mówi.
Dziś jej głównymi fascynacjami są tkanina i ceramika. Ale nie zawsze tak było. „Na początku interesowały mnie materiały wykorzystywane do wykańczania wnętrz, jak na przykład linoleum czy wykładziny. Ale z czasem ich miejsce zajęły właśnie tkanina i ceramika, których używam wpisując je w konstrukcje stalowe czy aluminiowe. Wraz z tymi materiałami zaczęłam używać więcej kolorów, które teraz są dla mnie integralną częścią prac” – opowiada. Aktualnie Alicja pracuje, wspólnie z grupą projektową CENTRALA, czyli Simone De Iacobis i Małgorzatą Kuciewicz oraz z Aleksandrą Kędziorek, nad projektem o tradycyjnym zastosowaniu tkanin we wnętrzach, który pokaże w czerwcu w polskim pawilonie podczas London Design Biennale.
Od niedawna tkaninę i plastyczność obiektów łączy także z ruchem. Ostatni performance Alicja pokazała na otwartej jeszcze przed pandemią indywidualnej wystawie „Uśpione trajektorie” w BWA Katowice. Była to już trzecia performatywna praca, która zaistniała w przestrzeni jej wystaw.
Alicja uczy też w Fundacji Atelier, gdzie zajmuje się przygotowywaniem młodych ludzi do egzaminów na kierunki artystyczne.
„Zależy mi, aby moi uczniowie zaczęli myśleć bardziej abstrakcyjnie. Aby wyszli poza dosłowność, która niestety w polskich szkołach jest dominująca. Pracujemy z trójwymiarowymi pracami, rysunkiem czy fotografią i łączymy różne media” – mówi.
Fascynującą kobiecą historię czuć zaraz po wejściu do pracowni. Okazuje się jednak, że artystyczny klimat unosi się w całym budynku, bo na parterze znajduje się galeria sztuki współczesnej, a przed laty mieszkał tu także Ksawery Dunikowski.