Ta kilkudziesięciometrowa przestrzeń na poddaszu, w samym centrum Warszawy, wygląda jakby czas się w niej zatrzymał. To miejsce pracy Aleksandry Waliszewskiej. Przez lata znajdowała się tu także pracownia rzeźbiarki Anny Dębskiej, babci artystki.
O tym, gdzie jesteśmy przypomina majacząca w oddali iglica Pałacu Kultury. To miejsce szczególne ze względu na historię tworzących w nim niezwykłych kobiet-artystek.
Wszystkie miały artystyczne dusze: prababka – Kazimiera Dębska, była bajkopisarką, babcia i mama – rzeźbiarkami, a ona – malarką, autorką gwaszy i rysunków.
Przeszłość spotyka się tu z teraźniejszością. Z jednej strony uwagę zwracają stare meble, rzeźby oraz szkice Anny Dębskiej, z drugiej – wszędzie są rysunki oraz przybory do malowania Aleksandry.
„W latach 50. moja babcia adaptowała tę przestrzeń, jednak nie nadaje się ona na pracownię rzeźbiarską, bo jest wysoko, a babcia robiła duże rzeźby, czego podłoga by po prostu nie wytrzymała. Od 1970 roku jest tutaj mieszkanie. Miejsce to jest tłem wielu moich prac. Są tu także rzeźby Józefa Trenarowskiego i prace mojej mamy (Joanny Waliszewskiej), która też jest rzeźbiarką” – opowiada Aleksandra w wywiadzie dla Polskiego Radia. I rzeczywiście w wielu, szczególnie wczesnych, obrazach artystki, można rozpoznać wnętrza pracowni.
Anna Dębska znana była z zamiłowania do zwierząt, dlatego to właśnie ich przestawienia najczęściej pojawiają się w jej ekspresyjnych pracach: „Lecące łabędzie” na warszawskiej Ochocie, „Daniel” w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, czy „Dziki” przed Zamkiem Książąt Pomorskich w Słupsku. W jej dawnej pracowni do dziś stoją animalistyczne rzeźby: ukazujące m.in. ławicę ryb, orła, żubra, czy konie w galopie. Te ostatnie kochała najbardziej i zajmowała się ich hodowlą.
Choć Anna Dębska wyjechała do Stanów, po kilkunastu latach powróciła do Polski i swojej pracowni w centrum Warszawy. Aleksandra Waliszewska mieszka w tym miejscu od urodzenia, jednak przez brak regulacji prawnych, zaraz po śmierci babci, miasto chciało odebrać artystce tę przestrzeń. Po kilkuletniej walce, wsparciu ludzi kultury oraz Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków, artystce udało się uregulować status prawny tego niezwykłego miejsca i stać się jego pełnoprawną najemczynią.
fot. Max Zieliński